poniedziałek, 1 listopada 2010

Myślę sobie, że będzie ciekawie


Ostatni weekend obfitował w rozliczne atrakcje nie tyle dla nas samych, co dla Sydneyczyków, którzy mieli to szczęście nas spotkać, poznać czy też tylko zobaczyć. Się działo! Halloween party w szkole Merfiora i pierwsze pokazy niekonwencjonalnej sztuki tanecznej w wykonaniu mistrza zajebki oszołomiły wszystkich. Było też nocne szlajanie się pod mostami i pierwsza wyprawa na masową dyskę. No i wreszcie wizyta na Bondi Beach (jednej z najpopularniejszych plaż w Sydney  znanej zdaje się z dobrych fal dla surferów)  i związana z tym, długo wyczekiwana ekspozycja naszych boskich sylwetek na promienie UV oraz na widok zachwyconej ludności tubylczej. Po tym wszystkim to miasto już nigdy nie będzie takie samo.
My pod mostem
Publiczna darmowa toaleta - czystko i ładnie, a do tego z papierem i mydłem! (czemu my Polacy musimy się zawsze dziwić takim rzeczom)

View na ocean
Bondi Beach


Nadszedł też oto i czas na mały update pracowy, gdyż trochę się pozmieniało.
Merfi rzucił opisywaną wcześniej robotę po 3 ciężkich wieczorach, ale bez obaw - od razu posypały się liczne propozycje i szybko na horyzoncie pojawiła się nowa praca.
Ja natomiast po długich wahaniach między belgijską ekskluzywną kawiarnio-czekoladziarnią przy bay-u z pięknym widokiem na zatokę (http://www.guyliancafe.com.au), a czeską restauracją piwną, serwującą głównie wielkie kawały mięcha i piwo (http://www.bazaarbeercafe.com.au), wybrałam to drugie. Przeważającym argumentem za opcją nr 2 okazało się 1 free beer dziennie dla staffu (a drugie tylko za pół ceny), no a poza tym lanczyk i kawka i nieograniczone ilości kolki do spijania za friko, co jest zawsze miłe :).
Karta dań zaczyna się tu od dwóch stron różnych rodzajów piw, szeroka gama czeskich i słowackich trunków (z polskich specjałów jest jedynie żubrówka), a dopiero potem idzie żarcie. A żarcie to głównie mięcha wszelkiej maści zwierzyny. Surówki i inne dodatki widywane są raczej rzadko i w małych objętościach. Niektóre dania mają tu tak wielkie że nawet najbardziej wygłodniali doznają szoku na ich widok. Właściciele są tu nowi - szemrany chińczyk i Australijczyk z Melbourne, którzy kupili to miejsce 4 tygodnie temu od Czechów i wymienili prawie cały staff. Dziwna sprawa. Chinol jest naprawdę podejrzany, do klientów nerwowo się uśmiecha - aż dziw że jeszcze ich wszystkich nie wystraszył - no i jest jakiś taki ogólnie zestresowany, non stop z papierosem. Często też powtarza że nie chce żadnych kłopotów. Myślę więc sobie, że będzie ciekawie.


Teraz merfi:
Ja też sobie myślę, że będzie ciekawie:) Choć pojawiały się u mnie ostatnimi dniami wahania nastrojów. Praca była stresująca, kazali nosić 3 talerze z zupą, no hello!, więc honor nakazał nie pozwolić sobie dmuchać w kaszę i grzecznie podziękować za współpracę. Także pięknego widoku na operę w robocie już nie będzie.
Następnie ubzdurałem sobie, że jest szana na pracę na ściance wspinaczkowej. Szany jednak nie ma:( Nic to, nie chcą poznać polskiej myśli szkoleniowej. Nie osiągną w tym sporcie sukcesów. Trochę się obrażam i od tej chwili pakuję na ścianie w klubowych barwach. Niech przyjdą na kolanach do małpy ze wschodu. Dam im co najwyżej polizać banana. Przy okazji jednak zwiedziłem najlepszą (tak mówią) ścianę w Sydney i ba! szit, masakra! Obłęd, ekstaza i generalnie mega koks! Żony jeszcze nie wyciągnąłem, więc znowu bulder, ale potencjał niesamowity. Zresztą sami zobaczcie:





AAAAaaaaaaa!
No. Także dziś rano się okazało, że na tej ścianie pracować nie będę :( (resume oczywiście zostawiem tak czy siak)
Wieczór natomiast okazał się miły bo przyjęli mnie do kawiarnio-restauracji Credo (http://www.credocafe.com.au) :) Podniecać się będę jednak dopiero po 3 dniach :) bo dziś prawie nie było klientów więc był to dzień niereprezentatywny a poza tym będzie to robota prawdopodobnie weekendowa więc tak czy siak trzeba jeszcze będzie poszukać czegoś na week.
No. Ale coś się dzieje i, jeśli nic złego się nie wydarzy, wygląda na to, że pomału będziemy się mogli wytransferować do następnego, spokojniesjzego, bardziej ogarniętego etapu naszej tu pobytności.
No worries!

4 komentarze:

  1. Kazać komuś nieść trzy zupy to skandal, ja to miałbym problemy z przeniesieniem jednej... :)
    Dobrze, że jesteście rozchwytywani przez australijskich headhunterów. Tak trzymać i nie zapominać o utrzymywaniu w odpowiedniej relacji czasu zajebki do czasu pracy. Może Merfior wystarczy Ci ta weekendowa praca a w tygodniu skup się na relaksacji :) pozdrowienia od Pudzianowskich!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, trzeba znalezc zloty srodek. A pokusa relaksacji rzeczywiscie jest duza:) Szkoda, ze bronks, nawet sklepowy, 3x drozszy. Chyba, ze w tygodniu bede pedzil bimber. Siedze wlasnie w szkole, uczy mnie spedalony Hindus. A monia w robocie. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. ...zawsze pozostają walki w klatce jeszcze:P

    OdpowiedzUsuń
  4. Bratku, bardzo mi się podoba jak edukujesz na różnych obszarach tych tubylców z Antypodów. Niech się uczą od Tuza i Mistrza Zajebki, niech się uczą!!!!!

    OdpowiedzUsuń