poniedziałek, 25 października 2010

Piętka podbija Antypody

Plan weekendowy spełniony. W założeniu miał być koniec laby i szukanie roboty i tak też było.
Wygląda na to, że robotę znalazłem! Na razie dzień trialowy więc nie ma się co podniecać, ale po usłyszeniu 'good job' i wstawieniu w grafik przyszłotygodniowy można mieć nadzieję na zagrzanie miejsca na dłużej. Choć po doświadczeniach dnia trialowego manie dużych nadzieji jest optymistyczne.

Praca oczywiście w restauracji (Waterfront: http://www.waterfrontrestaurant.com.au) - takie było założenie, tego chcieliśmy. Miejscówka wyśmienita - z widokiem na Operę, most i przepływające statki. Obłęd. Specjalizacja - owoce morza. Drogo, ale żarcie wygląda bombowo. Smakuje pewnie też, ale to się okaże później (póki co skupiłem się na spijaniu darmowej kolki). Restauracja olbrzymia, parter jakieś 100 stolików, do tego 2 i 3 piętro. Wykwintna masówka. Staff też dosyć zmasowany i wyspecjalizowany. Jedni hostessują, inni zbierają ordery, inni noszą i znoszą a inni kasują. Nie mówiąc oczywiście o całej reszcie (kucharzach, zmywaczach, sprzątaczach i kto ich tam jeszcze wie). Ja na razie jestem noszoznosicielem. Praca ciężka i stresująca. Ciężka, bo zaczyna się sezon i np dziś od 19-22 był non stop zapierdol. A że idzie sezon, to ma tak być codziennie. A porcje nie dość, że wykwintne to spore. Więc talerze swoje ważą. Nie mając doświadczenia, po 3 godzinach noszenia, często 3 talerzy naraz, rąk nie czułem. I nie miało to znaczenia, że ze względu na paranie się wspinaczką ręce powinienem mieć silne.

tak, to ja
Generalnie mega wpadki nie było, ale jakżem szczęśliwy że ubiór all in black - pod światło a i owszem, ale w restauracyjnym półmroku chyba nie było widać zawinionego uda i zasosowanego podbrzusza. Śmiesznie :) Ponoć mają tam kamery, a właścicielem przybytku jest jakiś tajemniczy Grek - fetyszysta kamerowy :)

No, generalnie więc nie będzie lekko, ale tak jak gadałem, to tydzień, dwa i powinno być dobrze.
Do wtorku laba; potem aż do piątku. A potem mega wyjeba weekendowa za przeproszeniem, ale inaczej na mega wypruciu po dniu dzisiejszym nazwać tego nie mogę.  No. Ale póki co trzeba się cieszyć bo pierwszy hajs wpłynie. A staff mocno spolonizowany. 6 krajanów naliczyłem.

Byle się w tym wszystkim nie zatracić jak (chyba) wspomniani przeze mnie krajanie i nie zapomnieć, że cel harców jest inny. Ale dzisiejszy dzień utwierdza mnie w przekonaniu, że (przynajmniej na obecną chwilę) jesteśmy tu tylko bawiącymi na dłużej turystami. 

Uwaga! Teraz może być trochę slangu.
To się działo w sobotę, a w niedzielę, korzystając z niepogody mogłem z czystym sumieniem udać się na małe wspinanko! Ach, jak mi tego brakowało! To jeszcze nie ta dobra ściana, o której coś tam już napominałem - na razie zawitałem do Climb Fit - trochę bliżej. 


przygotowania do wspinu
Generalnie bez rewelacji. Wspin z liną, z racji na wysokość jakichś 8 metrów nieatrakcyjny. Jakieś tam przewisy i trochę dachu jest, ale nikt tego nie prowadzi, ino same wędki, a na nich głównie dzieciaki. I różne atrakcje linowe. Generalnie niezła małpiarnia. Miejsce super na urodziny - konkurencja dla Mac'a - było ciasto, było 100 lat, było miło. Aż się chciało jakieś dziecko spaniszować, ale  zachowałem resztki kindersztuby i powstrzymałem oprawcze instynkta. Instynkta natomiast ze zwielorotnioną, kumulowaną od przyjazdu siłą, oddałem na baldach. Było wszystko - klamki, krawądki, oblaki. Naturalnie nie mogło też zabraknąć piętki :), która co poniektórym miejscowym zamknęłą usta. Byłem jak dziki zwierz kąsający upolowaną ofiarę. Atakowałem wszystko co się dało, aż brakło sił. Siły jednak wrócą ze zdwojoną mocą by zasiekać resztę. Generalnie baldy też średnie, ale mają je oznaczone wg trudności od 1-6.  Fajnie, sporo. 4 ładnie wchodziły, 5 będę kąsać następnym razem.



Posesja jest oczywiście sama w sobie centrum wspinaczkowym, nie tak jak niestety w czołowych warszawskich centrach:( Trochę brakowało mi grających za siatką piłkarzy (na których prężne, wysportowane ciała można popatrzyć w przerwie między interwałami). Do tego darmowa woda z dystrybutora i kwiatek w szatni.

Ściana jest otwarta od 6 rano, więc może nawet uda mi się czasem zaatakować z rana, przed szkołą. To by jednak oznaczało konieczność wstania o 5. Oj, chyba nie... Mało czasu.

4 komentarze:

  1. Gratulacje! Robotka już jest to będzie dobrze, szczególnie, że można w robocie ćwiczyć mięśniory więc to idealna praca dla strongmana. Proponuję przypakować z rana na ściance a wieczorem z talerzami. Już czuję się zagrożony i idę robić pompki...

    OdpowiedzUsuń
  2. No fajny cd. australian story. Kurde, w domu to za ciężki był 1 talerz, dobrze Ci tak. Knajpa robi wrażenie, dobrze byłoby tam co nieco pochrupać. Trzymamy kciuki. Napisz coś o Moni. Hania

    OdpowiedzUsuń
  3. Ponosisz trochę talerze i będzie w porządku - przyzwyczaisz się. Tak samo się czułem na początku jak stałem 8h nad frytkownicą;) Teraz Monice życzymy powodzenia z pracą! Debet

    OdpowiedzUsuń
  4. W SOBOTE I NIEDZIELĘ BEDZIECIE MIELI CIEPLUTKO, SZYKUJCIE KĄPIELÓWKI. H.

    OdpowiedzUsuń