niedziela, 6 marca 2011

Mardi Gras

Mardi Gras / z fr.  tłusty wtorek /  to, cytując wikipedię, dzień przed środą popielcową, ostatni dzień karnawału, a mówiąc po prostu czas wielkiego obżarstwa i rozpusty. My obchodzimy wtedy tłusty czwartek, wcinając niepohamowane ilości pączków, czy tam w inny sposób zakrapiamy śledzika. Sydneyczycy natomiast mają paradę. Ale jaką paradę? Otóż ostatnimi czasy ponoć największą tego typu na świecie paradę gejów i lesbijek! Mardi Gras Parade! Duma Sydney! Jedno z najważniejszych wydarzeń Australijskiego kalendarza.
Setki tysięcy ludzi pojawiło się wczoraj na głównych ulicach centrum miasta, by obserwować i czynnie uczestniczyć w tym oto zjawiskowym wydarzeniu. 
Panowie w różowych stringach (nieczęsty widok :D),  w sukienkach i  mocnych makijażach przemieszani z paniami (paniami?) w policyjnych mundurkach, wymachując pałkami, wyginali się spazmatycznie w seksualnych pozach w rytm " Like a G sex,"
Tłumy niesamowite. Ludzie w każdym wieku i każdej rasy oraz wszelkiej, często nieodgadnionej płci. Większość poprzebierana. 

Przyszli tu ze stołkami, krzesłami, a nawet drabinami, by móc swobodnie i bez zakłóceń oglądać przemieszczające się ulicą żywe ekspozycje.
Widok starej niedołężnej kobiciny pchanej na wózku inwalidzkim, która wymachuje flagą w kolorach tęczy, po prostu p o w a l a. Co za determinacja i wola walki o idee / własne prawa! 

Puste kratki po mleku - $5 każda!
Jednak nie tylko ludzie o odmiennych upodobaniach pojawili się wczoraj wśród tłumu. Wiele, pewnie nawet większość  to raczej zwykli mieszkańcy miasta, którzy przyszli tu wiwatować z trochę innych powodów. Australijczycy, jak wiadomo, lubią wykorzystywać wszelkie okazje do zabawy, to po pierwsze, a po drugie -  Mardi Gras to trochę jakby święto Sydney. Parada odzwierciedla duszę tego miasta, jego różnorodność i wielokulturowość, kolorową i żywą atmosferę, a także wolność myślenia, która jest częścią sydneyowskiej kultury. Kto więc czuje się prawowitym Sydneyczykiem, ten się na paradzie zapewne znalazł. Byliśmy też  zupełnie przypadkowo i my. 
 

5 komentarzy:

  1. Tytuł mam nadzieję ciekawszy, niż "wejść w kupę..." :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, a Bartek dlaczego taki nieprzebrany? Mógł przynajmniej te swoje czerwone stringi w kropki włożyć jak już nie chciał różowych.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czerwone stringi są, ino nieco nieśmiało je jeszcze pokazuję, bo nie umiem jeszcze się w nich poruszać. Wrzynają się... :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozdrowienia z tras narciarskich w Tatrach Wysokich na Slowacji - H. i W. Lapiemy koncowke zimy, taplamy sie w goracych wodach i jest fajnie. Papa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Taplajcie się, taplajcie. Wygrzejcie dobrze zmarznięte przez zimę członki. B. i M.

    OdpowiedzUsuń